Wielki powrót
Joanna Tomalska
Joanna Tomalska
Drewniana, pięciokopułowa cerkiew św. Mikołaja w Michałowie na Podlasiu z pozoru niczym szczególnym się nie wyróżnia. Gdy jednak wejdziemy do nawy nabiera szczególnego wyrazu: odmiennie niż w innych regionalnych cerkwiach jej wnętrze gra barwami i formami. Jej ściany, bęben i kopułę gęsto pokrywają barwne polichromie z fryzów geometrycznego ornamentu w postaci równoległych pasów z motywami rozet, równoramiennych, greckich krzyży, linii łamanej, plecionki i meandra. Spośród nich wyrastają monumentalne postacie Matki Bożej, siedmiu archaniołów i czterech ewangelistów z przypisanymi im symbolami.
Jak w wielu świątyniach wczesnochrześcijańskich w cerkwi dominuje postać Matki Bożej z personifikacją Wcielonego Słowa na piersiach. Chrystus – Emanuel przedstawiony w tondzie podkreślonym złocistożółtym pasem unosi obie dłonie w geście błogosławieństwa. Ku Matce i Synowi, centralnemu przedstawieniu w cerkwi, kierują się wszystkie postacie, ku Niej dążą wszystkie linie. Tak jak w najwspanialszych wczesnochrześcijańskich cerkwiach i kościołach.
Owalne, szlachetnie ascetyczne oblicze Matki z nadnaturalnie wielkimi oczyma i małymi, stworzonymi do modlitwy ustami, podobnie jak u postaci świętych na mozaikach sprzed blisko dwóch tysięcy lat, jest kwintesencją macierzyńskiej miłości i spokoju. Maryja odziana w brunatny płaszcz – maforium zdaje się go opiekuńczo roztaczać nad wiernymi. Towarzyszą jej archaniołowie obdarzeni pięknymi rysami szlachetnych obliczy, skrzydłami o zróżnicowanych kolorach, w podniebiu kopuły zaś – symboliczny gołąb o rozpostartych skrzydłach.
Uduchowione, ascetyczne oblicze Matki rozświetlają nadnaturalnie wielkie ciemne oczy, które wydają się źródłem światła. Zgodnie ze średniowieczną teologią światło jest ucieleśnionym duchem i duchowym ciałem. Energia boskiego światła ustanawia byt, stwarza barwy, określa kształty, rozjaśnia mrok, także mrok niewiedzy i grzechu. Światło jest antytezą ciemności i grzechu oraz emanacją boskości. Dla średniowiecznych teologów jednoczące Niebo i Ziemię światło było siłą napędową materii w przestrzeni, w równej mierze duchowym ciałem jak ucieleśnionym duchem. Boski blask rozświetlający postacie ujawnia się w ikonach jako plamki i smugi bieli na ciemnych karnacjach. To rodzaj wewnętrznego źródła światła w niedostępnym dla nas świecie, w którym słońce nigdy nie zachodzi.
Szaty wszystkich postaci i ornamentalne fryzy wybuchają żywymi odcieniami krwistej czerwieni, szlachetnej turkusowej zieleni, symbolizującej złoto żółcieni, głębokiej ultramaryny, bursztynowego brązu i ugru. Te płomiennie żywe barwy ujmuje w karby konturu czarna wyrazista kreska. Nadnaturalność przedstawionego świata podkreślają smukłe proporcje, ogromne oczy i ciemne karnacje postaci, rozświetlone blikami światła. To nie jest świat, który znamy, lecz unaocznienie tego, co niewidzialne dla oczu grzesznika, mistyczna transmutacja niematerialnej energii światła w materię barw.
I jeszcze jedna tajemnica, wyczuwalna choć ukryta: tajemnica inspiracji, która kazała Adamowi Stalony-Dobrzańskiemu połączyć smukłe odrealnione sylwetki świętych z pomnożonymi po wielokroć formami i barwami ornamentalnych pasów, przypominających desenie haftowanych ludowych ręczników albo motywy barwnych tkanin. Postacie archaniołów, choć upodobniają się do tych na mozaikach Rawenny lub Palermo, są też od nich odmienne. Tam postaciom również towarzyszą ornamenty, ale zupełnie inne: elegancka delikatna wić roślinna i geometryczna plecionka są pozbawione tej energii barw, jaką emanują polichromie w Michałowie. Skąd więc pomysł, by niebiańskich posłańców w polichromii w Michałowie odziać w tuniki i chlamidy, zdobione ludową ornamentyką? Spróbujmy odnaleźć źródła owej inspiracji.
Adam Stalony-Dobrzański uznał i właściwie ocenił wartość inspiracji chrześcijańskiej, uważał, że zadaniem sztuki w świątyni jest świadome uczestnictwo w misji i dokumentowanie autentyczności życia religijnego. Słodkim i tandetnym dewocyjnym obrazom przeciwstawił bezpośredniość, autentyzm i szczerość sztuki ludowej. Wśród jej autorów widział twórcę anonimowego, zatem nie szukającego chwały i poklasku dla siebie. Przecież kontemplacja namalowanych świętych obliczy nie powinna nas prowadzić do zadumy nad talentem autora, lecz prowadzić do modlitewnego skupienia. W 1965 r. w liście do arcybiskupa Karola Wojtyły pięknie i prosto pisał, że „Wierni brodzą samopas w płyciźnie uświęconych nawyków, pewni siebie, bez niepokojów, i wypadają za burtę przy lada zakręcie.
Ocalenie dziecięcej szczerości wiernych za pomocą sztuki, której autentyzm i bezpośredniość odwołuje się do anonimowości ludowego twórcy Adam Stalony-Dobrzański uznał za drogę do odnowy ducha, powrotu do prostoty i ekumenizmu pierwszych chrześcijan. Wiedział, że polichromie i mozaiki powstawały nie tyle dla upiększenia świątyni, lecz raczej by jej wnętrze zamknąć, wiernym zaś umożliwić skupienie, by mogli zobaczyć siebie i świat niejako od nowa. Bowiem zdaniem Artysty imitujący rzeczywistość realizm jedynie opisuje świat, oferuje wygodne bytowanie pozbawione refleksji i podziw dla zręczności malarza – imitatora, lecz niczego nie uczy. Do tego skłania przenośnia i synteza, ekspresja barwy i dramatyzm konturu, przerysowanie i skrót, odmienne i dalekie od fotograficznej wierności wobec rzeczywistości.
Tak więc dwudziestowieczny twórca Adam Stalony-Dobrzański sięgnął do sposobu odczuwania i przedstawiania świata przez pierwszych chrześcijan, po to, by wyjaśnić, a może raczej: by lepiej zrozumieć to, co dzieje się współcześnie. Przywrócenie autentyzmu języka, także języka sztuki, uznał słusznie za podstawę powrotu do podstawowych wartości, a także do prowadzenia dyskursu o obecności sztuki we współczesnych realizacjach sakralnych.
W tym ujęciu sztuka może być i być powinna sposobem poznawania zarówno siebie, jak Kosmosu. Bez powrotu do podstawowych wartości, bez ustalenia hierarchii najważniejszych pojęć, stracimy nie tylko wrażliwość, lecz także umiejętność widzenia i słyszenia rzeczy najważniejszych, i oddzielania spraw istotnych od nieważnych. Tracimy związek z naszą historią, tożsamością i kulturą. Zamiast pełni wybieramy pustkę i połyskliwy świat pozorów.
Barwna polichromia cerkwi św. Mikołaja w Michałowie, na którą składają się ascetyczne figury Bożej Rodzicielki, archaniołów i ewangelistów oraz bogate pasy ornamentów, szczelnie wypełnia powierzchnie ścian, z wysokości kopuły czuwa nad wszystkim symbol Ducha Świętego. Postacie zdają się pochylać nad nami, są odrealnione, a przecież obecne, przemawiają językiem gestów i kolorów. Zarówno smukłe nieważkie figury jak i ściany cerkwi zdają się tracić swą materialność, sztuka przenosi nas w platoński świat idealny, którego nie urealnia wyrazisty kontur, ani ozdobna grafika napisów. Wracamy do świata wartości niematerialnych.
Polichromia cerkwi w Michałowie jest więc powrotem do świata wczesnochrześcijańskich bazylik, szczelnie wypełnionych połyskliwymi okruchami doskonale do dziś zachowanych wizji biblijnych i nowotestamentowych scen o starannie przemyślanym programie. Te dzieła były dla wiernych wskazówką i pomocą w wyborze drogi. Polichromia w Michałowie jest komentarzem Wielkiego Artysty do wydarzeń we współczesnym świecie i coraz bardziej zagubionych w nim ludzi. Jest powrotem do tego co niewidoczne i tego, co najważniejsze: wielkim powrotem sztuki idealnej i idei sztuki.
Rzeczywiście, świat bez sztuki nie wiedziałby jak wygląda.