Arche i Dynamis - Narodziny Trócjy
Jan Stalony-Dobrzański
Jan Stalony-Dobrzański
Ocean wydaje się nam bezkresny, ale posiada przecież swój brzeg, na nim piasek, skały i głazy, ocean ma swoją linię na mapie. Jednak fale oceanu nie kończą się nigdy, gdy dobiegną do brzegów, łamią się, cofają, aby raz jeszcze uderzyć. Fale oceanu są potężniejsze od jego głębi, w biegu swym zdają się być obrazem nieskończoności. Podobnym obrazem jest w sztuce ornament, choć zaczyna i kończy swój bieg w oznaczonym miejscu kompozycji, to pomiędzy początkiem i końcem płynie – jak fala – poprzez całą wieczność.
Islam odrzuciwszy możliwość wyobrażania rzeczy i istot stworzonych odnalazł w matematycznej doskonałości ornamentu twórczą formułę objawienia Absolutu. Chrześcijaństwo nie musiało stosować owego wybiegu, Kościół przyjął bowiem wcielenie Syna Bożego jako znak oczyszczenia materii, uświęcenia jej i podniesienia z grzechu do postaci ikony. Ikona zaś objawiła w pełni oczom człowieka tajemnicę o wiele bliższego ziemskim istotom, chrześcijańskiego Absolutu przenikającego i wypełniającego wszelkie stworzenie.
Ikona nigdy jednak nie poważyła się objawić człowiekowi obrazu samego Boga. Nie możemy zobaczyć ikony Boga, bowiem wciąż obowiązuje nas zakaz widzenia samego Stwórcy. A zakaz ten wydaje się być nie do podważenia, i wcale nie dlatego, że jest on jakimś religijnym tabu, czy też nieodwołalnym następstwem grzechu pierworodnego. Sam bowiem wyjawia Mojżeszowi On – Bóg Wszechmogący, iż zakaz ten wypływa wyłącznie z Jego troski o ludzi. Każdy bowiem, kto ujrzy swego Boga natychmiast zapragnie umrzeć, by przerwawszy zasłonę śmierci obcować z niewyobrażalnym pięknem Stwórcy Wszechrzeczy.
Mimo to ikona poważyła się jednak na „niemożliwe, poważyła się na Obraz Trójcy Świętej, który pod pędzlem Andrieja Rublowa objawił człowiekowi tajemnicę troistej harmonii nazwanej w języku malarskim pięknem, a w języku uczuć miłością. A więc ikona potrafiła namalować Miłość. Potrafiła, ponieważ miłość jest nam dana już tu, na ziemi, możemy ją odnaleźć, zatrzymać i opisać w naszym ziemskim, w tym malarskim języku. I to odkrycie powinno właściwie do końca wypełnić Wielką Księgę Ikony – cóż można więcej? Ale logika zawsze ustępuje przed cudem. Tak jak ikona Trójcy Świętej Andrieja Rublowa jest niezaprzeczalnym, widomym cudem, tak samo zdumiewającym, cudownym objawieniem jest polichromia maleńkiej, drewnianej cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy w Michałowie na Podlasiu. Polichromia, która poprzez harmonię i zjednoczenie ikony i ornamentu dotknęła pełni Tajemnicy.
Artysta cofa się tam do geometrycznego ornamentu, do pierwocin, do „Arche nieznającego pojęcia czasu, ruchu, przemiany. Do statycznego obrazu doskonałości będącego atrybutem Jednoosobowego Boga. I tam, z czystej abstrakcji, z boskiej geometrii wydobywa „Dynamis, rodzi postaci Bogurodzicy z Dzieciątkiem, Archaniołów, Ewangelistów i świętych. A więc jednak dane zostało nam wejrzeć w najgłębsze tajemnice kosmosu. Stoimy oto przy tajemnej chwili poczęcia Miłości, która pojawia się, gdy Ojciec – w swej wieczystej potędze i nieskażonym pięknie inicjuje Akt Narodzenia. Bo przecież przed Narodzeniem Kogo mógłby kochać, i Kto by Jego pokochał? Oto powstaje nowy Bóg – Miłość, znany też pod Imieniem Trójcy Świętej. Dopiero bowiem w Jej mnogiej Istocie zaistnieć może uczuciowy związek.
Doskonałość, wieczność i piękno, całkowita samowystarczalność są atrybutami Boga Jednoosobowego. Polichromia Adama Stalony-Dobrzańskiego jest objawieniem, jest ikoną przejścia z postaci tegoż Jednoosobowego, samotnego Boga, bytującego w swej abstrakcyjnej chwale do świata Trójcy Świętej. Do naszego świata zrodzonego z miłości. Powstałego „Na początku gdy w łonie Ojca narodziło się Przedwieczne Słowo. Na drewnianych deskach polichromii cerkwi w Michałowie przejście to odbywa się od oszałamiająco barwnego i bogatego ornamentu do naszego świata. Zasiedlonego zarówno niebiańskimi, jak i ziemskimi istotami wydobytymi tutaj z tegoż właśnie, nieskończonego ornamentu.
Polichromia ta jest opowieścią o jedności światów – Boskiego i człowieczego. Nieskazitelnego, wieczystego, należnego Ojcu i tego naszego, niedoskonałego, należnego Trójcy Świętej. Gdzie nikt nie może być w pełni doskonały, bowiem cóż mógłby przekazać swemu bratu w darze Miłości. Cóż mógłby ofiarować, jeżeli ofiarowany sam posiadałby już Pełnię?
Postaci dobyte z ornamentu rytmem swym dzielą i mierzą niemierzalną potęgę owego ornamentu. Bez nich nie poznałby on swej wielkości i chwały. Swego piękna nakreślonego wszystkimi kolorami tęczy, wszystkimi figurami geometrii wirującymi ze sobą bez odpoczynku, bez wytchnienia, przez całą wieczność. One ofiarowują mu miarę, śpiewają swój zachwyt i uwielbienie. A same – nikłe, skończone, spoglądając w swe szaty uszyte z tegoż samego tańca i zatracenia poznają z jakiego są Domu. Poznają gościniec, w który zostały odziane – swoje Synostwo, podniesienie do chwały Ojca.